niedziela, 24 listopada 2013

II. Liczy się teraźniejszość

I znów nastał ranek. Godzina ósma dwadzieścia. Ben jeszcze nie wrócił z pracy, Jack na kanapie w salonie a Chris z Susanną w osobnych pokojach. Wszyscy smacznie śpią. Rzadko się zdarza, że jest tutaj tak spokojnie. Wieczne kłótnie i przedrzeźnianie to tutaj norma. Takie wielkie kochające się rodzeństwo.
-Bena jeszcze nie ma?
Spytał zaspany Chris podchodząc do lodówki. Było to jego ulubione miejsce w domu. To przy lodówce czuł się bezpieczny i czuł, że ma dla kogo żyć. Dla lodówki! To jego druga miłość zaraz po piłce nożnej.
-Dopiero ósma. Pewnie śpi jeszcze w klubie.
Odpowiedział mu Jack przecierając oczy.
-Trening dziś masz?
Kontynuował.
-Nie, dzisiaj wolne. A ty?
-Wieczorem idę pobiegać. Idziesz ze mną?
-Czemu nie, ale wiesz, ja na Ciebie nie mam zamiaru czekać.
Odpowiedział mu pijąc mleko prosto z butelki.
-Zobaczymy kto będzie na kogo czekał.
Powiedział ze śmiechem.
-Głupi kretyn!
Krzyknął do niego wycierając twarz po śladach po mleku.
-Coś ty powiedział?!
I zaczęła się bójka.
-Możecie być trochę ciszej?!
Powiedziała uniesionym głosem Susanna wychodząc z pokoju.
-Niektórzy próbują tutaj spać!
Dodała.
Jej oczom ukazał się Chris leżący na podłodze z zasłoniętą buzią przez rękę Jacka, który siedział na nim i łaskotał go gdzie się dało.
-Jack, zostaw go... Z takimi słabeuszami nie ma co się bić...
Dodała opierając się o futrynę drzwi.
-Też prawda. Znajdę sobie godniejszego mnie przeciwnika.
Powiedział i uderzając po przyjacielsku brata w głowę zszedł z niego i położył się znów na kanapę.
-Idiota!
Powiedział wnerwiony Chris wstając z podłogi.
***
Siedzieli razem przy stole. To tutaj tak rzadko się zdarza, praktycznie tylko od święta. Dziś udało im się zgromadzić razem na wspólnym śniadaniu.
-Jak macie zamiar spędzić dziś dzień?
Zaczął Jack.
On czuł się odpowiedzialny za swoje rodzeństwo.
-Spać. Spać. Spać.
Odpowiedział mu Ben mieszając mleko w misce.
-Zajebiście.
Podsumował go najstarszy.
-Suss? Ty co zamierzasz?
Szybko doszły go słuchy, że straciła robotę. Cóż, najlepszym się może zdarzyć.
-Spać. Spać. Spać.
Odpowiedziała ze śmiechem.
-Nie jest to zabawne, Suss. Zbliża się opłacenie mieszkania, rachunków. I jeszcze ostatnia rata za lodówkę.
Powiedział Chris.
-Już srasz w gacie? Znajdę coś i zobaczysz, będę zarabiała o wiele więcej niż ty!
Odpowiedziała mu wywracając oczami.
-Co, zamierzasz sprzedać swoje piękne ciało?
Spytał puszczając do niej oczko.
-Coś ty powiedział?!
-Ogłuchłaś?
Tego było za wiele. Z Chrisem zawsze było jej najciężej się dogadać, między nimi najczęściej były sprzeczki, ale tym razem to on już przesadził! Mega zdenerwowana Sussana sięgnęła po miskę, w której jeszcze przed chwilą było mleko i wylała je na głowę blondyna. Zaraz po tym jak on przetarł oczy dostał soczystego strzała prosto w twarz.
-Pomyśl czasem zanim coś powiesz.
Podsumowała to wszystko i wyszła z mieszkania zabierając ze sobą kurtkę.
-Za często trenuje z Tobą boks...
Powiedział Chris łapiąc się za twarz w kierunku starszego brata.
-Jeszcze nie pokazała wszystkiego, ciesz się.
Odpowiedział mu z pogardą w głosie i wyszedł z mieszkania za siostrą.
-Co ja takiego powiedziałem?!
Spytał oburzony Chris, gdy drzwi za Jackiem się zamknęły.
-Ja tam się z Tobą zgadzam.
Odpowiedział od niechcenia Ben jedząc suche płatki.
Chris tylko czekał, aż brunet dokończy swoją wypowiedź.
-Bo szczerze, to co ona może robić innego niż się puszczać za pieniądze? Dobrze jej powiedziałeś.
Dokończył i poszedł do jednego z wolnych pokoi w celu pospania jeszcze kilku godzin.
***
Szła, sama nie wiedząc gdzie. Chciała po prostu pobyć przez chwilę sama. Słowa Chrisa ją zabolały. Nie ma co ukrywać, cholernie ją zabolały.
-Suss!
Usłyszała głos gdy szła w kierunku lasku u granicy miasta.
-Suss... Poczekaj!
Usłyszała znów i już po chwili poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu.
-Gdzie idziesz?
Kontynuował mężczyzna.
-Nie wiem sama...
Odpowiedziała mu przystając na chwilę.
-Przepraszam Cię za niego. Nie powinien być tak do Ciebie mówić.
Dodał patrząc się w ciemne oczy siostry.
-Chris dobrze powiedział. Bo co ja mogę robić poza dawaniem dupy? No sam powiedz...
Odpowiedziała mu sztucznie się uśmiechając i znów wolnym krokiem ruszyła przed siebie.
-Nie wracaj do tego co było kiedyś. Było minęło, nie ma co rozpamiętywać. Zmieniłaś się i to jest najważniejsze. Stać Cię na dużo więcej, możesz wiele osiągnąć, tylko musisz tego chcieć.
Mówił łapiąc ją za rękę.
-Nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie było Cię przy mnie...
Powiedziała mocniej ściskając rękę brata.
-Oszalałabym z tymi idiotami. Chyba bym pozabijała!
Powiedziała lekko się śmiejąc.
-Jesteś na dobrej drodze! Chrisowi jeszcze na długo pozostanie ślad po Twojej ręce. Szybko się uczysz!
Powiedział jej robiąc w powietrzu ruch uderzenia kogoś.
-Kocham Cię Jack i obiecuję, że jakoś zarobie pieniądze.
Powiedziała i mocno przytuliła się do brata.
-Tylko nie rób niczego głupiego.
***
Miło czasem jest pochodzić bez celu z osobą, która jest bardzo bliska naszemu sercu.
Susanna z Jackiem szwendali się po mieście przez dobre cztery godziny. Chodzili i rozmawiali. Z całego rodzeństwa to oni dogadywali się najlepiej. Może to dlatego, że Jack jako najstarszy najbardziej troszczył się o najmłodszego? A w dodatku była to jego jedyna siostra? Możliwości jest wiele, ale prawda jest taka, że to oni byli sobie najbliżsi.
-Tylko proszę, nie kłóć się już z nim, bo nie warto.
Powiedział Jack do Susanny, gdy łapał się za klamkę od drzwi.
-Spokojnie, nie mam zamiaru.
I weszli do mieszkania. Przy lodówce stał Chris jedząc sałatkę, a na balkonie z papierosem w ustach stał Ben. Każdy ma jakieś uzależnienia.
-To jak Chris, idziesz pobiegać?
Zaczął od razu Jack.
-Tak, tylko zjem.
Dodał i wpakował kolejny kawałek kurczaka do buzi.
-To idę się przebrać.
Dodał i wszedł do łazienki.
Chris wyglądał jakby nie chciał rozmawiać z siostrą. Stał przy tej pieprzonej lodówce i jadł.
-Podziel się z siostrą.
Powiedziała Suss podchodząc do Benjamina i wzięła od niego papierosa.
-Co was tak długo nie było?
-Tak wyszło.
Odpowiedziała wypuszczając dym z ust.
-Ej, oddawaj, to ostatni!
Powiedział zabierając jej papierosa.
-Sknera!
Odpowiedziała mu lekko uderzając go w ramie.
W kuchni nadal stał Chris jedząc sałatkę. Susanna chciała udawać, że to co usłyszała od blondyna nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Ale nie potrafiła...
-To może chociaż ty się podzielisz?
Spytała stając obok brata. Ten napił na widelec kawałek kurczaka w towarzystwie warzyw i włożył widelec do buzi siostry.
-Dziękuję, bardzo niedobre.
Odpowiedziała uśmiechając się lekko.
-Suss, sorry za tamto. Samo tak jakoś wyszło...
Powiedział po chwili.
-Spoko. Przynajmniej pocieszyłam się tym, że mocno dostałeś w mordę ode mnie.
Powiedziała i przyjrzała się czerwonemu śladowi na twarzy brata.
-No, jeszcze trochę z tym pochodzisz. Możesz się chwalić, że przyłożyła Ci dziewczyna!
Powiedziała i uśmiechając się usiadła na kanapie w salonie.
-Zabawna jesteś...
Dodał zniesmaczony Chris chowając miskę z sałatką do lodówki.
Niedługo potem Chris i Jack biegali po wyznaczonej trasie, a Susanna z Benjaminem siedzieli przed telewizorem. Cóż za różnorodne spędzanie czasu.
-Trzeba wyremontować łazienkę.
Zaczął Jack.
-Wiem. I co ja mam z tym wspólnego?
Spytał się Chris. Biegli bocznymi ulicami, niedaleko ich mieszkania. Zwykle biegali tą ścieżką, gdyż była dobrze oświetlona i po prostu była wprost stworzona dla biegaczy.
-Z naszej czwórki tylko ty budowlankę skończyłeś. Znasz się na tym.
-Wiesz, wykonać to nie ma problemu. Dawaj kasę, to zacznę nawet dzisiaj.
-Chris...
-No co. Nie ma kasy, nie ma remontu.
***
-Idziesz dzisiaj do klubu?
Spytała się Susanna.
-No, na dwudziestą...
Odpowiedział jej od niechcenia.
-To się pośpiesz masz pół godziny.
Zastanawialiście się kiedyś, co to jest prędkość światła? Ben zaraz po usłyszeniu tego zdania zerwał się na równe nogi i zaczął biegać po całym mieszkaniu. Gdy leżał, był ubrany tylko w bokserki i koszulkę. Po pięciu minutach wychodził już ubrany w odpowiedni strój, z dobrą fryzurą i odpowiednimi perfumami. Jak on był w stanie zrobić to wszystko w tak szybkim czasie?
-Do rana...
Powiedziała sama do siebie, gdy Ben bez jakiegokolwiek pożegnania wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami.
Po godzinie do mieszkania wrócili cali spoceni Chris i Jack. Po przepychankach pod drzwiami łazienki jeden wszedł do środka, drugi usiadł na kanapie.
-Chris, śmierdzisz!
Powiedziała śmiejąc się Susanna zatykając nos.
-Chcesz poczuć moc męskiego zapachu?
Spytał się Chris poruszając brwiami. Po zobaczeniu przerażonego wzroku Suss położył się na niej i zaczął ją łaskotać.
-CHRISSS!!! Proszę Cię! Śmierdzisz!
Krzyczała bijąc go po ramionach jednocześnie głośno się śmiejąc.
-Ooo, jaki słodki widok...
Powiedział Jack wychodząc w samym ręczniku z łazienki.
-Zostaw ją i idź się wykąp, bo faktycznie śmierdzisz.
Dodał i poszedł do pokoju ubrać  się.
***
Po godzinie dwudziestej pierwszej siedzieli we troje w salonie i oglądali mecz. Ligę Mistrzów. Oczywiście Chelsea.
-A kiedy ty zadebiutujesz w pierwszym składzie?
Zaczął Jack.
-Jak ty zdobędziesz złoty pas w boksie.
Cięta riposta.
Ku zdziwieniu wszystkich, mecz oglądali w spokoju. Piwko za piwkiem i jakoś minęło to dziewięćdziesiąt minut.
-Suss, chyba Ci telefon dzwoni...
Powiedział Chris.
Przez chwilę zapanowała kompletna cisza. A już po dosłownie ułamku sekundy Susanna biegła w kierunku pokoju.
-/Hallo?-/
Powiedziała do telefonu. Nie miała pojęcia kto dzwoni. Na wyświetlaczu wyświetlił jej się nieznany numer. Może Benjamin. Może o czymś zapomniał? To było bardzo, ale to bardzo możliwe.

wtorek, 12 listopada 2013

I. Problem za problemem

Można by rzec- jest normalna. Na pierwszy rzut oka, czemu nie. Zwykła nowoczesna  kobieta. Niezależna i rozważna. Ale gdyby przyjrzeć się jej głębiej...
***
Jak to jest wychowywać się z trojgiem starszych braci? Czy po takiej dawce mężczyzn w swoim życiu możliwe jest to, by nie zwariować?
By mimo skarpetek leżących wszędzie, zapachu męskiego potu, ogólnym brudzie w domu, wiecznych kłótni, jedzeniu tylko pizzy i popijaniu jej piwem, wieczornym wypadom do pabu oczywiście w towarzystwie mężczyzn oglądających mecze możliwe jest, by wyrosnąć na stu procentową kobietę? Pełną piękna, wdzięku i gracji? Żadnego babochłopa? Możliwe, ona jest tego przykładem.
Susanne jest najmłodszą z rodzeństwa Maxwille. Od ponad dwudziestu lat mieszka ze swoimi starszymi braćmi, kolejno- Jack, Christopher, Benjamin. Stało się tak, gdyż ich rodzice jakby to rzec... Znudziło im się bycie rodzicami. Oddali swoje wtedy trzy, cztero, sześcio i dziewięcio letnie dzieci do domu dziecka, bo tak było dla wszystkich lepiej. W  domu  dziecka spędzili kilka lat. Nikt nie chciał zaadoptować aż czwórki dzieci. Oni nie chcieli się rozdzielać. Chcieli być razem. Udało im się to, gdy zjawiła się ich babcia. Babcia, którą  ostatni raz widzieli jeszcze przed narodzinami Susanne. To ona wyciągnęła ich z domu dziecka i zapewniła dom. Przez ponad dziesięć lat wraz z babcią mieszkali w Hiszpanii. Ale ten rozdział nie należał do kolorowych. Działo się dużo. Mimo codziennych obowiązków takich jak nauka języka, nowe znajomości, praca czy szkoła nie wszystko było kolorowe... Więzienie... Jack spędził tam osiem miesięcy, a Chris sześć. Tak właśnie kończy się przebywanie w złym towarzystwie. Alkohol, narkotyki, to wszystko niszczy człowieka i całkiem zmienia jego pogląd na świat. Całą "przygodę" najgorzej zniosła babcia. Nie wytrzymała tego psychicznie. Nie mogła się pogodzić z tym, że ma pod swoim dachem kryminalistów- tak czule ich nazywała. Z roku na rok odkąd tylko przygarnęła te sieroty, coraz bardziej tego żałowała. Gdy najstarszy z rodzeństwa skończył dwadzieścia dwa lata powiedziała im, że są na tyle dorośli, że powinni sami się już ustatkować. Zadeklarowała się tylko, że zajmie się jeszcze przez kilka lat Susanną. Dziewczyna miała wtedy czternaście lat. Wyobrażasz sobie, co poczuł wtedy Jack? On od zawsze czuł się odpowiedzialny za swoje rodzeństwo. Nie mógł pozwolić by ktoś ich rozdzielił. Mimo wielu sprzeczek i kłótni, Susanna została z braćmi. Po dziesięciu latach wrócili do Londynu. Dzięki pieniądzom babci, które ta przesyłała im jeszcze przez kilka lat kupili mieszkanie i zaczęli żyć. Raz było gorzej, raz lepiej, ale ważne że są razem. Mimo wszystko są razem.
***
Mieszkanie małe. Kuchnia otwarta na salon, malutka łazienka i dwa małe pokoje. A to wszystko na cztery osoby. Nie wszyscy mają w życiu idealnie, ale nie narzekają.
Wtorkowy poranek. Dla kogo poranek, dla tego poranek. Godzina dziesiąta. Każdy przykładny obywatel powinien być teraz w pracy zarabiać na dom i rodzinę, ale nie on. Nie Ben. Ben żyje własnym życiem. Jest tak nieogarnięty, że to aż przesada! Nikt nie jest w stanie pojąć co siedzi w jego głowie... Bo na pewno nie mózg!
-Ben posprzątaj tutaj! I tak siedzisz na dupie nic nie robiąc.
Rozległ się niski męski głos po całym mieszkaniu.
-Dobra, może jutro...
Odpowiedział zaspany głos dobiegający z kanapy z salonu.
-No idiota...
Odpowiedział mężczyzna stojący przy drzwiach i po zapięciu bluzy wyszedł z mieszkania.
Mężczyzna postawnej postury zarzucił kaptur na głowę. Przez ramię miał zawieszoną czarną, sportową torbę. Szedł równym tempem nie zwracając uwagi na nikogo.
-Maxwille! Spóźniłeś się!
Usłyszał krzyk gdy tylko wszedł do budynku.
Nic nie odpowiedział tylko udał się do szatni. Jack był bokserem. Może nie zawodowym, nie zarabiał na tym zbyt wielu pieniędzy, ale zawsze to coś. To była jego pasja i nie miał  zamiaru z tego rezygnować. Wszystko narodziło się w więzieniu. Tam poznał boks i tam go pokochał. Dzisiaj robi to co kocha i nie zamieniły tego na nic innego.
-Jack, czemu się spóźniłeś?
Usłyszał, gdy tylko wszedł na sale.
-Przepraszam trenerze, korki na mieście...
Odpowiedział zapinając rękawice.
-Korki? Maxwille! Po pierwsze nie masz samochodu, po drugie Maxwille mieszkasz dwie ulice stąd, więc skończ mi tutaj z jakimiś korkami!
Krzyczał na niego wysoki postawny mężczyzna po czterdziestce.
-A po trzecie Maxwille, o tej godzinie nie ma korków!
Krzyczał dalej.
-Tak trenerze.
Odpowiedział.
-Dobra. Koniec tego dobrego. Na ring. Już!
Krzyczał poganiając go.
Nie miał z nim łatwo. Ten typ był nieugięty. Zawsze trzymał się zasad. Nigdy nie zwalniał tempa i nie odpuszczał. Dopóki zawodnik nie zemdlał, musiał ćwiczyć. Musiał trenować, by być najlepszym. Jack znał go już od ponad czterech lat. Jest to jego drugi profesjonalny trener. To jemu zawdzięcza to wszystko co potrafi. To on nauczył go technicznych rzeczy. Bo przecież nie sztuką jest bić na oślep, byle tylko trafić w mordę przeciwnika. Trzeba to umieć robić. On go nauczył jak być bokserem, jak wykorzystywać swoje atuty i maskować wady. Mimo tego, że nie daje mu ani chwili przerwy, jest dla niego nie miły on go traktuje jak ojca. Ojca, którego tak na prawdę nigdy nie miał. Jack jako jedyny z rodzeństwa tak na prawdę pamięta co działo się te dwadzieścia lat temu. Tylko on pamięta jacy byli ich rodzice. Tylko on tak naprawdę się z tym pogodził. Pogodził się z tym, że jest sierotą.
-Maxwille! Skup się!
Krzyczał trener, gdy Jack kolejny raz obrywał po twarzy.
-Maxwille! Rusz się!
Krzyczał. Do niego jakby to nie dochodziło. Nie mógł się kompletnie skupić. Był całkowicie nieobecny.
-Dość! Przestań!
Krzyknął i wbiegając na ring rozdzielił Maxwilla i jego przeciwnika.
-Jack, chłopie! Co Ci się dzieje? Za dwa tygodnie masz walkę, a ty tak odpuszczasz?! Nie rób mi tego! Jesteś tutaj najlepszy! Maxwille!
Krzyczał na niego łapiąc go za oba obite policzki.
-Odpuszczę sobie dziś trening...
Odpowiedział mu i poszedł do szatni.
-Zgupieję kiedyś z tym chłopakiem!
Powiedział sam do siebie.
Co sprawiło, że nie mógł skupić się na czymś co kocha najbardziej na świecie? Co, a może kto?
***
Stadion. Miejsce święte dla każdego kochającego piłkę nożną. Miejsce, w którym przeżywa się najpiękniejsze momenty swego życia wygrywając z ukochaną drużyną, ale również jest to miejsce łez, smutku, złości, gdy traci się kolejne bramki. Ale gdy ktoś jest fanatykiem nie porzuci swojej drużyny, nigdy. Miłość fanatyk-klub jest silniejsza niż jakakolwiek. Wydaje mi się, że prawdziwy fanatyk jest w stanie prędzej zrezygnować ze swojej "drugiej połówki" niż z piłki nożnej. To jest coś, czego normalna osoba nie zrozumie. To trzeba poczuć, doświadczyć, żeby wiedzieć o czym teraz mówię.
Biegał po boisku niczym torpeda. Robił z piłką takie cuda, o których niektórzy mogą tylko pomarzyć. Technikę, którą miał, niejeden mógł mu zazdrościć. Był po prostu piłkarzem kompletnym. Piłkarzem, który kocha to co robi i jest szczęśliwy na samą myśl o piłce nożnej.
-Chris, masz dzisiaj wieczorem czas?
Zaczął wysoki mężczyzna.
-Zależy dla kogo i o co chodzi.
Odpowiedział mu blondyn o niebieskich oczach trzymając piłkę w ręce.
Stali przy tunelu prowadzącym z szatni na murawę. Stali, a reszta drużyny biegała w kółko.
-Potrzebuję ludzi do zrobienie remontu. Wiesz, Jessica i ja spodziewamy się dziecka... Nowe mieszkanie, sam nie dam rady...
Zaczął się tłumaczyć.
-Tanio to Ciebie nie wyniesie, ale mogę spróbować.
-Dzięki Ci wielkie!
-Ale sam nie dam rady. Masz prawie całe mieszkanie do wyremontowania. Ty i ja to mało. Ze dwie, trzy osoby by się jeszcze przydały.
-Popytałem już chłopaków, zgodzili się pomóc. Tylko chodziło mi głównie o ciebie. W końcu budowlankę skończyłeś...
Tak. Nie zawsze w życiu pracuje się w wyuczonym zawodzie. On uczył się stawiać i wykańczać domy. Teraz gra w piłkę. Ale nie zamieniłby tego na nic innego.
Trening szybko się skończył. Dziś mieli tylko regeneracyjny po wygranym meczu. Chris grał w rezerwach Chelsea Londyn. Nie zadebiutował jeszcze w podstawowym składzie, ale robi wszystko, by to stało się jak najszybciej.
-A Tobie jak się układa? No wiesz, z Vanessą?
Zaczął Philip idąc wraz z Chrisem w stronę domu tego pierwszego. Mężczyźni poznali się siedem lat temu. Od razu się zaprzyjaźnili i trwa to do teraz.
-Nijak. Z tego nic nie będzie. Wiesz, że dla mnie piłka jest najważniejsza, a ona tego nie rozumie...
Typowe.
***
Restauracja. A właściwie miejsce, w którym "smakosze" kupują jedzenie, które nie powinno być sprzedawane. Lokal o trzydziestu metrach kwadratowych, plus kuchnia o połowę mniejsza i łazienka, w której nie jest się w stanie okręcić w kółko z rozłożonymi rękami. Ogólny smród, brud i ubóstwo. Aż dziwne, że ta restauracja się utrzymuje, trzeba przyznać, klientów ma dużo, nawet bardzo. Zyski są wysokie. Czy w tym Londynie ludzie naprawdę nie znają się na jedzeniu? Widocznie im takie śmieciowe żarcie smakuje.
-Maxwille! Makaron z kurczakiem raz!
Krzyknął szef zmiany czytając karteczkę, którą zostawiła kelnerka.
-Już!
Odpowiedziała mu długo noga blondynka i od razu zabrała się za przyrządzanie potrawy. Właściwie, to ona odgrzała tylko wcześniej ugotowany makaron, usmażyła przyprawione już piersi z kurczaka, połączyła to razem i polała sosem z butelki. Tak właśnie w tej restauracji karmi się ludzi, ale im najwyraźniej to nie przeszkadza, skoro lgną do tego lokalu jak do najlepszego w mieście. Dlaczego ona pracuje w takim miejscu? Czemu nie znajdzie sobie czegoś innego? Cóż... Za wysokiego wykształcenia nie ma. Znajomości także. Sama nie wie co chce robić w życiu. Jest tylko jedna rzecz, która jej naprawdę dobrze wychodzi, ale o tym później. Ale dlaczego tak okropny lokal? No cóż... Z kasą też nie jest najlepiej. Liczy się każdy grosz, więc męczy się tutaj.
-Co to ma być?!
Wrzasnął grubszy mężczyzna widząc "danie" które przygotowała Susanna.
-Makaron z kurczakiem.
Odpowiedziała mu z poirytowaniem w głosie wycierając ręce o ścierkę.
-To jest kurwa makaron? To jest kurczak? Sama to sobie jedz!
Krzyczał na nią wyklinając co chwilę i machając rękami.
-Gdybyś nie zauważył wszystko tutaj tak wygląda.
Odpowiedziała mu powoli odpinając fartuch.
-Nie przypominam sobie żebyśmy przeszli na ty! Do garów i postaraj się by następnym razem nie wyglądało to jak gówno!
Krzyczał i po chwili rzucił talerzem o podłogę.
-Ale najpierw to posprzątaj!
Dodał wracając do krojenia pietruszki.
-A pierdol się!
Wrzasnęła i po rzuceniu fartucha w jego stronę wyszła z kuchni.
-Maxwille! Wracaj tutaj! Teraz!
Krzyczał, ale mimo tego jego oczom ukazała się tylko oddalająca się postać kobiety.  Po chwili do tego doszedł jeszcze miły gest, a mianowicie środkowy palec.
***
Dzień powoli się kończył. Dla większości to właśnie ta pora jest najlepsza. Po powrocie z pracy czy ze szkoły, mogą w końcu odetchnąć, spędzić czas z rodziną.
-A ty nadal na kanapie?
Spytał się wysoki mężczyzna otwierając drzwi od mieszkania.
-Zaraz właśnie wychodzę. Tylko czekałem na któregoś z was.
A dlaczego czekał? Cóż... Nie mają kluczy od mieszkania. Żadnych. Jeżeli nie chcą zostać okradzeni, ktoś z ich czwórki musi być w domu. A czy w tym domu jest cokolwiek do zabrania? No może ten trzyletni telewizor. Aż trzydzieści cali. No normalnie luksus. A tak poza tym... To tutaj nie ma chyba nic. Żyją bardzo, bardzo skromnie.
-To możesz już iść.
Dodał ściągając kurtkę.
-Co tak długo dzisiaj? Trening miałeś rano...
Zaczął Ben podnosząc się z kanapy.
-Byłem u kumpla. Wiesz, tego co wpadł z dziewczyną. Pomagałem mu w remoncie i tak wyszło...
Odpowiedział mu Chris.
-U kogoś robisz mieszkanie, a u nas nie możesz? Dobrze wiesz, że łazienka cała się sypie.
-Narzekasz. A poza tym za co to zrobimy?
Też prawda.
-Dobra, trzymaj się, wrócę jakoś rano.
Dodał i zapiął kurtkę, którą chwile wcześniej ściągnął jego straszy brat.
-Tylko nie zgub!
Powiedział nieco podniesionym głosem grożąc mu palcem.
-Spokojna Twoja rozczochrana.
Odpowiedział otwierając drzwi.
-No idiota! Ja pierdziele! Kurwa mać!
Przeklinała blondynka wchodząc do mieszkania. Nie zwróciła nawet uwagi na brata, który stał w przejściu tylko przeszła pod jego ręką i weszła do mieszkania.
-Tak...
Westchnął.
-Powodzenia Ci z nią życzę!
Powiedział do Chrisa siedzącego na kanapie i wyszedł z mieszkania.
-Co jest?
Spytał nie myśląc brunet.
-Co za sukinsyn!
Wypowiadając pod nosem wiązankę bardzo ładnych słów chodziła po całym mieszkaniu próbując ściągnąć kurtkę. Nie miała zamiaru odpowiadać bratu, który przyglądał się jej z bardzo dziwnym wzrokiem. Bardzo dobrze znał swoją siostrę i nie miał zamiaru dalej pytać się o powód jej zdenerwowania. Nie chciał jeszcze bardziej pogorszyć sytuacji. Teraz już bał się o swoje życie, co by było, gdyby zdenerwował ją jeszcze bardziej...
Minęło z dobre pół godziny, aż Susanna usiadła w miarę spokojna obok brata.
-Dobra, już możemy pogadać.
Powiedziała głęboko oddychając.
Chris tylko czekał aż zacznie mówić.
-Rzuciłam robotę.
Wiedziała w jak ciężkiej sytuacji finansowej są, wiedziała jak ta praca jest potrzebna. Wiedziała, że pieniądze są im potrzebne.
-Co?! Suss... Przecież wiesz...
Zaczął jej tłumaczyć.
-Tak wiem! Znajdę coś! Obiecuję! Ale to nie moja wina.. Ten pieprzony debil... Poza tym pracować w tamtym miejscu do żaden zaszczyt.
-W naszej sytuacji każda praca jest dobra. Lepiej szukaj czegoś szybko. Bo z wypłaty pół boksera pół barmana, DJ'a i niby piłkarza nie wyżyjemy.
-Chris... Ja wiem... Przepraszam...
Powiedziała i mocno przytuliła się do brata. To zawsze działało. Na każdego z jej starszych braci. Oni po prostu nie umieli gniewać się na swoją siostrzyczkę.
***
Resztę wieczoru spędzili we dwoje. Siedzieli na kanapie i oglądali powtórki meczy. Chris kochał piłkę nożną, a Susanna nieco mniej. Gdyby nie to, że ma trzech braci, w ogóle nie interesowała by się piłką, no, ale wyboru nie ma. Piłka nożna zawsze była i będzie obecna w jej życiu. No w końcu Chris ma aspiracje na zostanie gwiazdą Chelsea.

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Taaaam taaaaa daaaaaaa :D
Tak, prześwietny pierwszy rozdział, ale cóż weny jakoś nie było, a bardzo chciałam już coś tutaj dodać, bo tak pusto i dziwnie :)
Mimo wszystko mam nadzieję, że się podoba.
Zachęcam do komentowania :P