czwartek, 19 grudnia 2013

III. Powrót na stare śmieci

Nie wiedziała kogo może się spodziewać po odebraniu telefonu. A już na pewno nie jej!
-/Susanna? Susanna Maxwille?-/
Usłyszała kobiecy głos z dziwnym akcentem po drugiej stronie słuchawki.
-/Tak? Kto mówi?-/
Pytała.
-/Dolores. Pamiętasz mnie? Dolores Cingo. Z Barcelony.-/
Spodziewała się każdego, nawet Świętego Mikołaja, ale nie jej! Nie Dolly, z którą przyjaźniła się gdy mieszkała jeszcze w Hiszpanii.
-/Dolores? Ja pierdziele! No nie wierzę! Co słychać u Ciebie? W ogóle skąd masz mój numer?-/
Mówiła cała promieniejąc.
-/Długo by tłumaczyć. Suss, mam do Ciebie prośbę. Wiem, że długo się nie odzywałam,  wiem, że przez cały czas nie dałam oznak życia. Ale wiem też, że jesteś jedyną osobą na którą mogę liczyć. Wiem, że jesteś moją przyjaciółką i wiem, że nie opuścisz mnie w potrzebie...-/
Mówiła. Ta to dopiero umiała manipulować ludźmi.
-/Dolly, skarbie. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cie słyszę! Musimy się spotkać, wszystko obgadać. I  oczywiście, że Ci pomogę. Kiedy się spotkamy? Jesteś w Londynie?-/
Odpowiedziała jej, a uśmiech ani na chwilę nie schodził z jej twarzy.
-/Nie. W Barcelonie. Może... Małe wakacje? Powrót na stare śmieci?-/
Powiedziała, a blondynka usłyszała strach w jej głosie. Znała ją tyle lat, znała ją tak dobrze, że nawet przez telefon wiedziała, że coś jest nie tak.
-/Stare śmieci? Dolores, czy ty chcesz, żebym ja...-/
Zaczęła, a jej głos się załamał.
-/Nie do końca! Wiem, że potrzebujesz pieniędzy, ja Ci je mogę załatwić, ale musisz mi pomóc...-/
Obiecała sobie, że już nigdy nie wróci do tego, co robiła przed laty. Obiecała sobie, że się zmieni. Obiecała sobie, że już nigdy nie odda swojego ciała za pieniądze. Na szczęście Dolly nie o to chodziło. Ona chciała od Susanny coś, co ona umie robić najlepiej.
-/ To jak? Mogę na Ciebie liczyć?-/
Zaczęła Dolores.
-/Musimy porozmawiać na żywo. W Barcelonie./
Odpowiedziała jej, a uśmiech znów zagościł na jej twarzy.
-/Jeju, Suss! Kocham Cię normalnie! Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję!-/
Krzyczała jej do słuchawki telefonu tak, że na chwilę musiała go odsunąć od ucha.
-/ Dolly, ale ja jeszcze nie powiedziałam, że się zgadzam. Muszę wiedzieć o kogo chodzi, ile bym za to dostała...-/
-/Wiem! Wszystko się dowiesz. Jutro? Pasuje? Wyślę Ci bilet.-/

Nie miała dużo do gadania. Z Dolores nie ma żartów. Tylko teraz jak powiedzieć braciom, że jedzie do Hiszpanii... Zarabiać.
***
Wróciła do braci w salonie. Jack już niemal zasypiał wtulony w różową poduszkę, a Chris siedział na podłodze pijąc kolejne piwo.
-Kto dzwonił?
Spytał Jack otwierając leniwie usta.
-Koleżanka.
Odpowiedziała niepewnie siadając w nogach brata.
-Coś się stało?
Kontynuował.
-Nie. Jest dobrze. Prawdopodobnie będę miała pracę. Dorywczą, bo dorywczą, ale ważne że będzie.
Dodała spoglądając na brata.
-To świetnie! A gdzie?
-No właśnie... Jack, tylko obiecaj, że nie będziesz krzyczał. Ja i tak tam pojadę. Nawet jeśli nie zgodzę się na tą pracę, to i tak tam pojadę.
Nie wiedziała, czy powinna mu o tym mówić. Może lepiej by było, gdyby powiedziała mu jutro przed wylotem? Albo najlepiej jak już wyląduje w Barcelonie?
Bardzo dobrze znała swojego brata. Wiedziała, że z nim nie będzie łatwo.
-Jutro lecę do Barcelony.
Te słowa ledwo przeszły jej przez gardło. Bała się tego powiedzieć.
Reakcje chłopaków na tę wiadomość? Chris siedzący na podłodze opluł się piwem, a Jack aż podskoczył na kanapie. W tym samym momencie głośno powiedzieli-
-Co?!
-Ale spokojnie, to nie chodzi o to co myślicie. To jest całkiem legalne. Mam pomóc w opiece nad starszą panią...
Powiedziała wstając z kanapy.
-Wiesz Suss, wysiliłabyś się i wymyśliłabyś coś lepszego.
Odpowiedział jej Chris.
-Zamknij się, Ciebie akurat nikt o zdanie nie pytał. Żadnego z was nikt o zdanie nie pytał. Jestem dorosła i to ja odpowiadam za swoje życie. Tak więc ja was tylko informuję, jutro lecę do Barcelony i nie obchodzi mnie to, czy wam to się podoba!
Mówiła do nich mocno unosząc przy tym głos.
Susanna bardzo często się denerwowała. Nie byłą typem nieśmiałej dziewczynki, która zawsze przyjmuje wszystkie złożone na nią warunki. Ona sama chciała je ustalać.
Już po chwili weszła do swojego pokoju trzaskając przy tym drzwiami.
-I ty tak pozwolisz jej tam pojechać?!
Zaczął Chris.
-Nie słyszałeś? Jest dorosła. I tak jej nie zatrzymamy, więc po co psuć relacje między nami?
***
Chwilę po północy zadzwoniła do niej jeszcze raz Dolores z wiadomością, że bilet ma zakupiony, lot o godzinie dwunastej. Nie pozostało nic innego jak pójść spać. Spakowanie walizek zostawiła na jutrzejszy poranek.
***
Czy dobrze robi? Czy nie będzie tego żałowała? Cóż, nie dowie się, póki nie spróbuje.
Obudziła się chwilę po dziewiątej. Poranna toaleta, ubranie wygodnych ubrań i mogła zabrać się za pakowanie. Sama nie widziała na jak długo zostanie w Hiszpanii. Może się tak zdarzyć, że wróci nawet po jednym dniu, jeśli propozycja pracy jej się nie spodoba. Ale właściwie to nie ma w czym wybrzydzać. I tak do niczego innego się nie nadaje...
-Czyli jednak Chris nie ściemniał? Serio jedziesz?
Usłyszała głos swojego najmłodszego brata dochodzący od drzwi.
-Jak widzisz...
Odrzekła i włożyła koszulkę do torby.
-Kup mi coś jak tam będziesz. Widziałem takie fajne słuchawki, czerwono zielone. Wiesz, te duże takie.
Mówił gestykulując przy tym rękami.
-Zastanowię się. Jack jest?
Spytała odgarniając grzywkę z oczu.
-Poszedł chyba na trening. Spoko, ja Cię odwiozę.
-Dzięki Ben.
Do godziny jedenastej siedziała z Benem. Nic ciekawego nie robili.
Po ostatnim sprawdzeniu torby, do kieszeni włożyła paszport, telefon i słuchawki. Wraz z Benem wyszła z mieszkania.
Samochód Bena stał na parkingu. Był to właściwie samochód ich wszystkich. Używał go ten, kto akurat bardzo tego potrzebował.
-Głupio mi tak, że nie pożegnam się z Jackiem i Chrisem...
Zaczęła siedząc już w samochodzie.
Jakby czytali jej w myślach. W tej chwili ich oczom ukazał się wychodzący zza rogu z czarną torbą Chris.
-Już jedziecie?
Spytał podchodząc do samochodu.
-Za czterdzieści minut samolot...
Odpowiedziała mu Susanna.
-To do zobaczenia, nie zrób nic głupiego.
Powiedział i przytulił się do siostry przez szybę samochodu. Tak rzadko to robili. Tak rzadko okazywali sobie czułość.
-Przekaż Jackowi, żeby się nie martwił...
Dodała, a Ben odpalił samochód i ruszył w stronę lotniska.
***
-To za ile wracasz?
Spytał się Ben, chwilę przed tym, jak Susanna weszła na pokład samolotu.
-Ben, ja sama nie wiem. Jeszcze zobaczę jak to się ułoży...
-W porządku, uważaj na siebie.
Powiedział i lekko uderzył siostrę w ramię.
-Lepiej wy uważajcie na siebie. Nie spalcie domu!
Powiedziała i potargała bratu włosy, wiedziała jak bardzo on tego nie lubi.
-No, idź już, zaraz Ci samolot odleci.
-To cześć Beni...
Rzekła i wzięła torbę w rękę.
Teraz tylko do pokonania miała schody, prowadzące na pierwsze piętro. Gdy już była wyżej stanęła przy barierce i zaczęła szukać brata. Był, ale nie sam. Obok niego ujrzała Jacka. Jednak przyjechał się pożegnać. Nie mogła się już cofnąć, jedyne co jej pozostało i pomachać. Więcej nie mogła. Jack odwzajemnił tym samym.
***
Zajęła miejsce obok jakiegoś mężczyzny. Na szczęście mogła usiąść obok okna. Uwielbiała lecąc patrzeć przez okno i podziwiać ziemię z góry.
-Pierwszy raz?
Spytał mężczyzna zerkając na blondynkę. Nie miała humorów na romanse i flirty. Chciała jak najspokojniej przeżyć tę podróż.
-Nie, nie pierwszy.
Odpowiedziała od niechcenia i dyskretnie zerknęła a mężczyznę. Brunet. Ciemne, brązowe oczy. Kolczyk w uchu i tatuaż na szyi. Coś po chińsku, lub jakimś takim dziwnym języku. Mogłoby się wydawać, że jest bardzo przystojny. Nie. Nic z tych rzeczy. Urodą to on nie grzeszy...
-A wygląda pani na taką przestraszoną, jakby się pani bała latać. W dodatku nie widzę nikogo, z kim mogłaby pani lecieć. Jest pani sama? Skoro tak, to ja chętnie potowarzyszę pani w podróży. Może akurat złapiemy wspólny język i jakoś ten lot szybciej zleci. A rusz nas coś połączy...
Nagle przestał mówić, a po jego wyrazie twarzy można było rozszyfrować, że się zawstydził.
-Przepraszam, za dużo mówię. Mama zawsze mi powtarza, że z tak niewyparzonym językiem tylko odtrącam od siebie ludzi, bo nie daje możliwości innym się wypowiedzieć tylko cały czas nawijam o jakiś głupotach.
I znów zastała cisza.
-Jestem Lorenzo.
Dodał i wyciągnął rękę w kierunku blondynki.
Całe dwie godziny. Cały czas nawijał jak głupi! Susanna wtrąciła się tylko ze trzy razy. Głównie mówiła tylko tak, lub nie. Faktycznie jego mama miała rację, odtrąca od siebie ludzi tym gadulstwem. Cóż, ale przynajmniej łatwiej było jej zasnąć, gdy ktoś jej tak nawijał przed uchem. Nie czuła się tak samotna.
***
Z Lorenzo rozstała się już na lotnisku w Barcelonie. Po tych dwóch godzinach wiedziała o nim praktycznie wszystko. Cóż, może kiedyś to jej się przyda, póki co bardzo się ucieszyła, gdy mężczyzna odszedł już w swoją stronę.
Rozglądała się dłuższą chwilę. Jednak nigdzie nie mogła ujrzeć Dolores. Fakt, nie widziały się z trzy lata, ostatni raz jak razem poleciały na wakacje do Grecji, przecież nie mogła się aż tak bardzo zmienić.
Postanowiła opuścić budynek lotniska. Panował tam wielki chaos, pełno fotoreporterów i ludzi. Chyba jakaś gwiazda akurat tam jest.
Usiadła na krawężniku przed budynkiem. Siedziała i czekała nie wiedząc na co.
***
Cóż, mądrością to ona nie grzeszy. Dopiero po jakiś dobrych dwudziestu minutach siedzenia na krawężniku, przypomniało jej się, że ma numer do Dolores. Nie czekając ani chwili dłużej wykręciła jej numer.
-/Dolly? Gdzie ty jesteś?-/
Spytała od razu, jak tylko usłyszała głos przyjaciółki.
-/Suss, przepraszam Cię, nie dałam rady wyrwać się z pracy. Jedź do mnie do domu. Pamiętasz gdzie mieszkam?-/
-/Mniej więcej, ale jak wejdę do środka, jak Ciebie nie ma?-/
-/Kluczyki są na parapecie okna kuchennego. W takiej czarnej doniczce. Wejdź i rozgość się. Tylko uważaj, mam psa, może na Ciebie dziwnie zareagować. Powinnam być w domu koło piętnastej. Dziękuję, że przyjechałaś!-/
Dokończyła i rozłączyła się.
Cóż, nie pozostało jej nic innego, jak tylko próbować odnaleźć dom Cingo.
Mieszkała w tym mieście ponad dziesięć lat. Chodziła tymi uliczkami niemal codziennie. Nie da się tak po prostu zapomnieć tego wszystkiego. Barcelona zawsze była i zawsze będzie częścią jej życia, bardzo bolesną częścią życia.
Niedużo czasu zabrało jej odnalezienie domu Dolores. Stał on przy jednej z bocznych ulic odbiegających od centralnej ulicy Barcelony. Mały, kameralny domek. Biały, dwupiętrowy z czerwoną dachówką. Mały, ale własny.
Bramka od wejścia była otwarta. Pewnie weszła do środka. Dopiero po zamknięciu drewnianej bramki za sobą przypomniała sobie o psie. Trzeba przyznać, trochę zwątpiła, ale postanowiła iść dalej. Obeszła cały dom na około. Musiało to dziwnie wyglądać. Gdyby teraz ją tak ktoś zobaczył, mógłby pomyśleć, że jest złodziejem.
Podwórko było nieduże. I właściwie nic na nic nie było. Kilka drzewek i krzaków, jakieś krzesła i stół porozwalane w rogu i praktycznie tyle.
Ujrzała okno, za którym było widać kuchnie. Zaraz po tym, jej oczom rzuciła się doniczka. Włożyła do niej rękę, klucze były. Na szczęście, bo musiałaby spędzić te dwie godziny siedząc na brudnym krześle.
Powoli otworzyła drzwi od domu, cały czas uważając na psa. Skoro nie było go na zewnątrz, to musi być w środku.
Na początku jej oczom ukazał się mały hol. Zostawiła w nim torbę, ściągnęła buty i weszła w głąb domu. Na wszelki wypadek wzięła ze sobą parasol, na wypadek psa.
Za holem droga prowadziła prosto do małego salonu z kanapą i telewizorem. Za nim ujrzała kuchnię. Domek ładny. Zwyczajny, ale ładny. Psa nadal nie widać, ale parasolka w zanadrzu jest. Na parterze były jeszcze dwie pary drzwi. Za jednymi łazienka z prysznicem, za drugimi pokój z różniastymi gratami. Było tam dosłownie wszystko! Taki zbiorczy pokój. Co nie mieści się w innych, albo nie jest już tam potrzebne a nie ma się siły, albo chęci by to wyrzucić, trafia właśnie do tego pokoju.
Po obejrzeniu parteru domu, przyszła pora na piętro.
Proste, drewniane schody, nie da się ukryć, trochę skrzypiały prowadziły prosto do okrągłego holu. W nim fotel, stół i bieżnia do biegania.
W ścianach holu trzy pary drzwi. No to po kolei. Pierwszy.
Coś na wzór pokoju gościnnego. Nie za bardzo czysto i zadbanie. Jakieś łóżko, szafka i właściwie to wszystko. Pewnie to będzie jej przyszły pokój.
Drugi.
Łazienka. Większa niż na parterze, z wanną tym razem.
I trzecie drzwi.
Chyba jeden z większych w domu, zaraz po salonie. Dwuosobowe łózko, szafa z lusterkiem, balkon, kilka szafek.
-Chyba pokój Dolores...
Powiedziała sama do siebie i nagle usłyszała cichy szmer.
PIES!
Automatycznie mocniej złapała parasolkę i była w każdej chwili użyć jej jako narzędzia obronnego przed ludożerczym psem.
Stanęła i zagwizdała. By pies jej się pokazał. Musiała przecież ocenić, czy ma szansę walczyć  z nim.
Już po chwili jej oczom ukazał się malutki husky wyskakujący spod kołdry na łóżku.
Normalnie umarła! Od razu! Z tej ilości słodkości! Jak w ogóle może istnieć coś tak idealnego? No jak?!
***
Do godziny piętnastej dwadzieścia siedziała z pieskiem w salonie i oglądała jakieś hiszpańskie telenowele. Zdziwiła się, że nadal wszystko rozumie. Mimo tego, że przez ostatnie trzy lata nie posługiwała się tym językiem niemal w ogóle! Ale fakt, tego nie da się zapomnieć, to jest jak jej ojczysty język.
Siedząc na kanapie i głaszcząc psa, czekała na Dolores. No ile można pracować?!
***
W końcu się doczekała. Chwilę przed szesnastą usłyszała otwierające się drzwi,a jej oczom ukazała się wnosząca reklamówki brunetka.
-Ładnie to tak?
Powiedziała od razu Susanna.
-Aaaaaa!!!!!
Zaczęła się drzeć Dolly nie zwracając uwagi na lecące jej z rąk reklamówki. Zaczęła biec co sił w nogach w stronę przyjaciółki.
-Susaaaanaaa!!!
Krzyczała wtulając się w ciepłe ciało dziewczyny.
Ile one się już znają? Czekaj, policzmy...  Z siedemnaście lat? Tak, coś koło tego. Szmat czasu... Wiedzą o sobie wszystko. Znają się na wylot. Razem robiły wszystko. Były takimi papużkami nierozłączkami. Razem wpakowały się w najgorsze gówno, razem w nim  siedziały i razem z niego wyszły. Teraz, jak ich drogi się rozeszły i mieszkają w innych państwach, nie straciły kontaktu. Są dowodem na to, że kilometry nie muszą niczego zmieniać. Że jak się czegoś bardzo chce, jak się kocha, to wszystko jest możliwe.




**********

Siema, siema :D
W końcu dodałam ten rozdział. Prawie miesiąc już minął od poprzedniego.. To przez ten kompletny brak czasu. Spróbuję to nadrobić podczas tej przerwy świątecznej. W planach mam zamiar dodać minimum trzy rozdziały, są już one napisane, więc mam nadzieję, że znajdę chwilę, by je tutaj wrzucić.
Mam nadzieję, że moja długa nieobecność nie zniechęciła Was do czytania tego bloga i mam nadzieję, że rozdział się podoba :)

Plus;

Najlepszego Sanchez! <3
W następnym rozdziale już się pojawi :)



13 komentarzy:

  1. No nareszcie ! :)
    ŚWIETNY !
    ciekawi mnie dlaczego Dolores ściągnęła Susanne do siebie...
    No nic, czekam na więcej,
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS : Zapraszam na nowy : http://goal-4-forever-football.blogspot.com/

      Usuń
  2. W końcu!
    Ileż można było czekać?
    Ale dzięki temu wydaje się być jeszcze lepszy, choć wszyscy dobrze wiemy, że jest :D
    Co ja będę więcej pisała, jest po prostu zajebisty :D

    OdpowiedzUsuń
  3. zapraszam na pierwszy rozdział:
    sandra-wojtek-i-ja.blogspot.com
    oraz na mojego nowego bloga o piłce ręcznej:
    lijewska-przestan-gwiazdorzyc.blogspot.com
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. mmm :D
    Osobiście, bardzo polubiłam głównych bohaterów, Susannę, Jacka...
    Ale najbardziej polubiłam Bena :D Jest taki zabawny i głupi na swój sposób, że aż fajny :D
    Oby było go duuużo w tym opowiadaniu.
    Ale nawet bez tego jest bardzo fajne :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ben jest pozytywnie zakręcony, ale niestety, muszę Cię zmartwić... Już praktycznie w ogóle się nie pojawi... No ewentualnie na samym końcu...
      Tylko nie bij! ;/

      Usuń
  5. Super rozdział, czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi się podoba :P
    Wiesz, szczerzę, to boję się tej Dolores, boję się, że może coś namieszać i że coś poważnego się stanie.. Nie wiem czemu, no ale jej nie lubię ;/
    A co do reszty to bardzo fajna :d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się trafić w gusta wszystkich :)
      Ale możesz spać spokojnie, namiesza, ale nic poważnego się nie stanie. Wszyscy przeżyją :D

      Usuń
  7. Fajny, dodawaj szybko następny :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawe czy ten Lorenzo pojawi się jeszcze... Fajny, gaduła, jak ja :>
    A co do samego opowiadania, to muszę Ci się przyznać, że dopiero teraz na nie natrafiłam i bardzo mi się podoba, może nawet bardziej niż Twój poprzedni blog.
    Nie mogę doczekać się następnych rozdziałów, tak bardzo chcę się dowiedzieć, jak potoczą się losy Susanny i całej reszty :>

    OdpowiedzUsuń
  9. Uhuhuh :D
    Super, poproszę szybko o następny rozdział, bo nie mam co czytać przez tą przerwę świąteczną. :D

    OdpowiedzUsuń